Do
Maceraty wróciłam we wczesnych godzinach porannych. Byłam
zmęczona, niewyspana, a od siedzenia niemal w bezruchu zesztywniał
mi kark. Przez kilkanaście minut włóczyłam się bez celu po
Spoleto. Oczywiście, nie zapytałam nikogo wcześniej o drogę na
dworzec. Pomógł mi dopiero miejski informator, stojący pośrodku
rynku. Na miejscu okazało się, że jedyny bezpośredni pośpieszny
odjechał trzy godziny wcześniej, a najbliższy miał wyruszyć
dopiero rano. Na szczęście okazało się, że za trzydzieści minut
odjeżdża autobus do Foligno. Czułam się nieco niezręcznie, gdyż
byłam jedyną pasażerką. Drogi wydawały się być wymarłe.
Księżyc świecił wysoko na niebie, ale mimo jego blasku nie
dostrzegłam niczego za oknem poza sporadycznie pojawiającymi się
drzewami.
Jęknęłam z bezradności, kiedy na dworcu zaspana pani w okienku poinformowała mnie, że kolejny pociąg odjeżdża dopiero o piątej rano. Zmrużyłam oczy, usiłując dostrzec godzinę wyświetlaną na elektrycznym zegarze. Ten wskazywał pierwszą czterdzieści. Bezradnie opadłam na jedno z krzeseł‚ stojących w poczekalni. Pociągając nosem zamknęłam oczy i starałam się rozsiąść jak najwygodniej. Przez myśl nawet mi nie przeszło, żeby wynająć pokój w pensjonacie obok dworca. Z resztą, nie będąc przygotowana na nagły wyjazd nie miałam w portfelu zbyt dużej sumy. Cieszyłam się, że starczyło na bilet powrotny.
Byłam zła na siebie za okazywanie słabości. Od początku wiedziałam, że zaufanie Ivanowi jest ryzykownym posunięciem. Znałam go tak długo, a mimo to dałam się złapać i zapomniałam o jego stylu bycia. Nie, nie nienawidziłam go, ale też nie starałam się go bronić. Byłam sama sobie winna. Uprzedzał mnie, że nie jest stworzony do stałych związków, a miłością darzy jedynie siatkówkę.
- Ale też nie powinien mówić wcześniej, że mu na mnie zależy - powiedziałam do siebie, a spacerujący niedaleko ochroniarz spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam tylko głową i stłumiłam ziewnięcie.
Bardzo często dokonywałam nadinterpretacji. Zaskoczyło mnie jednak, że tym razem ucierpiałam z tego powodu bardziej niż kiedykolwiek. Czy naprawdę Zaycew tak wiele dla mnie znaczył? Czy nasza przyjaźń od początku była dla mnie czymś więcej, a tylko nie dopuszczałam tego do wiadomości? Zbyt wiele pytań krążyło mi po głowie. Westchnęłam cicho i nawet nie zauważyłam, kiedy ogarnął mnie sen.
Jęknęłam z bezradności, kiedy na dworcu zaspana pani w okienku poinformowała mnie, że kolejny pociąg odjeżdża dopiero o piątej rano. Zmrużyłam oczy, usiłując dostrzec godzinę wyświetlaną na elektrycznym zegarze. Ten wskazywał pierwszą czterdzieści. Bezradnie opadłam na jedno z krzeseł‚ stojących w poczekalni. Pociągając nosem zamknęłam oczy i starałam się rozsiąść jak najwygodniej. Przez myśl nawet mi nie przeszło, żeby wynająć pokój w pensjonacie obok dworca. Z resztą, nie będąc przygotowana na nagły wyjazd nie miałam w portfelu zbyt dużej sumy. Cieszyłam się, że starczyło na bilet powrotny.
Byłam zła na siebie za okazywanie słabości. Od początku wiedziałam, że zaufanie Ivanowi jest ryzykownym posunięciem. Znałam go tak długo, a mimo to dałam się złapać i zapomniałam o jego stylu bycia. Nie, nie nienawidziłam go, ale też nie starałam się go bronić. Byłam sama sobie winna. Uprzedzał mnie, że nie jest stworzony do stałych związków, a miłością darzy jedynie siatkówkę.
- Ale też nie powinien mówić wcześniej, że mu na mnie zależy - powiedziałam do siebie, a spacerujący niedaleko ochroniarz spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam tylko głową i stłumiłam ziewnięcie.
Bardzo często dokonywałam nadinterpretacji. Zaskoczyło mnie jednak, że tym razem ucierpiałam z tego powodu bardziej niż kiedykolwiek. Czy naprawdę Zaycew tak wiele dla mnie znaczył? Czy nasza przyjaźń od początku była dla mnie czymś więcej, a tylko nie dopuszczałam tego do wiadomości? Zbyt wiele pytań krążyło mi po głowie. Westchnęłam cicho i nawet nie zauważyłam, kiedy ogarnął mnie sen.
* * *
Jazda pociągiem do Maceraty trwała niecałe dwie i pół godziny. Kiedy w końcu przed ósmą otworzyłam drzwi swojego mieszkania, byłam wykończona i jeszcze bardziej zła. Nie ściągając ubrań, padłam na łóżko i po kilku minutach zapadłam w kamienny sen. Nie obudziły mnie nawet liczne sygnały dźwiękowe, które wydawał mój telefon. Oczy otworzyłam dopiero późnym popołudniem, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ani myślałam ruszać się z ciepłego łóżka. Z półprzymkniętymi oczami wymacałam komórkę na stoliku, na który rzuciłam ją przed snem. Przetarłam twarz i przeczesałam palcami włosy. Miałam pięć wiadomości i dwadzieścia nieodebranych połączeń, w tym dwa od Travicy. Zignorowałam smsy od Ivana i otworzyłam ten wysłany przez Dragana. Zastanawiało mnie, czego mógł chcieć ode mnie siatkarz.
Ivan mi powiedział. Mam nadzieję, że przed wyjazdem skrzywdziłaś go nieco.
W razie czego -
jestem.
Krótko i zwięźle. Rozgrywający nigdy nie
wysławiał się bardziej niż było trzeba. Uśmiechnęłam się
nieznacznie, po czym odłożyłam telefon i skierowałam się do
szafy, skąd wyciągnęłam czyste ubrania. Prysznic był dokładnie
tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Gorąca woda rozluźniła
moje mięśnie. Przez chwilę stałam w kabinie z zamkniętymi
oczami, opierając czoło o chłodne płytki. Dopiero wtedy tak
naprawdę wszystkie nagromadzone we mnie emocje znalazły ujście.
Bezradnie usiadłam na ziemi i rozpłakałam się. Nie byłam tylko
pewna, czy bardziej z powodu tej beznadziei i nieszczęśliwego
zakochania, czy też świadomości, że odtąd musiałam ograniczyć
relacje z Zaycewem do minimum, a przecież mimo wszystko był moim
przyjacielem. Nie miałam pojęcia, co dalej. Nie miałam ochoty iść
do pracy, ale też nie mogłam jej zawalać z tak błahego powodu. W
końcu stwierdziłam jednak, że dodatkowy dzień urlopu mi się
przyda, a ponieważ był piętek, byłam pewna, że w poniedziałek
będę w znacznie lepszym stanie, a co najważniejsze, będę miała
mobilizację do niesienia pomocy tak jak przed wyjazdem.
* * *
Weekend minął mi na jedzeniu lodów, oglądaniu telewizji, odrzucaniu połączeń od Ivana i ignorowania jego natarczywego walenia do drzwi. Pojawiał się przed moim mieszkaniem średnio cztery razy na dzień i spędzał na wycieraczce około godziny, dzwoniąc, pukając i prosząc o wpuszczenie go. Za pierwszym razem nawet chciałam mu ulec. Mimo wszystko brakowało mi rozmów z nim, był moim najlepszym przyjacielem, nie licząc Dragana. Z czasem stwierdziłam jednak, że może trochę pocierpieć i tak łatwo mu nie odpuszczę. W niedzielę zagroził nawet, że będzie nocował w korytarzu i nie pójdzie na trening. Skończyło się jednak na tym, że o osiemnastej zadzwonił do niego trener i zagroził, że straci miejsce w pierwszej szóstce, jeżeli nie ruszy tyłka i nie pojawi się na hali w ciągu dziesięciu minut. Wywróciłam oczami słysząc jak mamrocze pod nosem, ale jednak odchodzi sprzed drzwi, szurając nogami po podłodze.
W poniedziałkowy ranek obudziłam się wypoczęta i gotowa do pracy. Zjadłam zwykłą kanapkę z pomidorem i ogórkiem, gdyż uwięziona w mieszkaniu przez siatkarza nie miałam okazji zrobić porządnych zakupów. Postanowiłam więc wybrać się do supermarketu w przerwie między pracą w szpitalu a hospicjum.
Dzień minął mi stosunkowo szybko i przyjemnie. Musiałam oczywiście opowiedzieć swoim podopiecznym o wyjeździe. Wszystkie pacjentki od dawna były zachwycone Ivanem i nawet teraz od razu wybaczyły mu jego postępowanie, tłumacząc to prawdziwą włoską energią. Najstarsza z nich, Sophia, okazała się mieć najrozsądniejsze podejście do sprawy. Dzięki niej uświadomiłam sobie coś, czego dotąd nie zauważałam; znałam Ivana i wiedziałam, jak trudno jest mu przyznawać się do uczuć. Rozmowa ze staruszką pomogła mi lepiej zrozumieć jego zachowanie i dostrzec te drobne sygnały, jakie mi wysłał podczas kłótni: speszone spojrzenie, uciekanie wzrokiem na bok, zapieranie się i zaprzeczanie ze zbędną przesadnością. To sprawiło, że zaczęłam go traktować nieco wyrozumialej, ale mimo wszystko nie naprawiło wszystkiego.
Przez rozmowy, które trwały godzinami, prawie spóźniłam się na popołudniowy dyżur do hospicjum. Kiedy w końcu udało mi się zrobić zakupy, dochodziła dwudziesta. Między regałami niespodziewanie wpadłam na Dragana. Przywitałam się z nim serdecznie i zaproponowałam skromną kolację w moim mieszkaniu. Pomógł‚ mi wnieść torby po schodach, a potem poukładał‚ produkty w półkach, kiedy ja gotowałam wodę na makaron. Zdecydowałam się na proste spaghetti, gdyż przez zmęczenie i głód nie miałam ochoty na zbędne kombinowanie.
- On jest załamany, Bianca - powiedział Travica, odkładając widelec na pusty już talerz. - Na początku szalał ze złości i mało nie pozabijał chłopaków atakami, a teraz wypadł z formy i psuje co drugą zagrywkę.
- Mam z nim poodbijać, żeby sobie przypomniał, jak się to robi? - popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami. Dragan odwdzięczył się spojrzeniem pełnym politowania i pokręcił głową.
- Wiem, że czujesz się skrzywdzona i masz do tego całkowite prawo - zaczął powoli, jakby zastanawiając się nad tym, co powinien powiedzieć. - Ale nam potrzebny jest zawodnik, a tobie przyjaciel. Jak długo będziesz się oszukiwać, że życie bez niego też jest możliwe?
- Ja nie...
- Bianca, przecież widziałem - uśmiechnął się ciepło i położył swoją dłoń na mojej. Westchnęłam, przymykając oczy. Nie mogłam się rozpłakać, nie teraz!
- Nie karz go dłużej za to, że nie ma pojęcia, co do ciebie czuje - zmarszczyłam czoło i zerknęłam na niego pytająco. Siatkarz kolejny raz wywrócił oczami. - Wiesz, że ma problem z mówieniem o tak osobistych sprawach. Znany jest z tego, że obraca się w kobiecym towarzystwie i korzysta z tego w stu procentach. Trudno mu teraz przyznać, że jedna z nich stała się dla niego ważniejsza. Blokuje go myśl, że może czegoś takiego doświadczyć, a tym bardziej, że przecież na to nie zasługuje.
- Nie wiem, co z tym zrobić, Draggy - odparłam po chwili, starając się uspokoić galopujące serce. Rozgrywający dał mi sporo do myślenia, a samo stwierdzenie, że mogłam być dla niego kimś więcej prawie spowodowało u mnie palpitacje. Zganiłam się w myślach za tak nierozsądne zachowanie.
- Po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa - mrugnął do mnie wstając, po czym pocałował mnie w policzek i ruszył do wyjścia. Nic dziwnego, było już bardzo późno. - Trzymam za ciebie kciuki.
*
* *
Nie
wiem jak długo siedziałam pod drzwiami, kiedy zamknęłam je za
Draganem. Siatkarz powiedział mi niemal to samo co kilka godzin
temu Sophia. Nie chciałam jednak znowu do tego wracać. Przed sobą
miałam cały tydzień pracy, musiałam być wypoczęta i gotowa do
działania. Przeczesałam palcami włosy i udałam się w stronę
łazienki, a po kilkunastu minutach zakopałam się w łóżku, tylko
raz pociągając nosem.
Zmarszczyłam
czoło, przebudzając się nieco, kiedy usłyszałam głuchy trzask.
Podciągnęłam jednak tylko kołdrę i odetchnęłam głęboko,
chcąc spać dalej. Poczułam jednak coś dziwnego, a jednak
znajomego. Dokładnie tak samo jak kilka dni temu w Spoleto, kiedy
pierwszy raz spałam z Ivanem. Czułam się obserwowana. Potarłam
oczy wierzchem dłoni i niespiesznie usiadłam na łóżku sięgając
do włącznika lampki stojącej na stoliku. Jakie było moje
zdziwienie, kiedy zobaczyłam stojącego w progu Zaycewa.
-
Drzwi były otwarte – powiedział cicho, jakby wahając się, czy
może do mnie podejść. - Bałem się, że coś ci się stało.
-
Jak widzisz, wszystko jest względnie w porządku – odparłam,
wstając. Sięgnęłam po dresową bluzę, którą natychmiast
ubrałam. Oparłam ręce na biodrach i wpatrywałam się w niego
wyczekująco. - Chcesz czegoś ode mnie? Jutro – zerknęłam na
zegarek, który wskazywał pierwszą w nocy – a właściwie
dzisiaj, idę do pracy i wolałabym się wyspać. Dlatego, jeśli
możesz, wyjdź.
-
Bianca... Muszę z tobą porozmawiać, wyjaśnić wszystko –
zgarbił się i mimo wysokiego wzrostu, teraz sprawiał wrażenie
małego i niepewnego dziecka.
-
A co tu jest do wyjaśniania? - prychnęłam. - Jasno dałeś mi do
zrozumienia, że nic nas już nie łączy. Gratuluję oryginalności.
Chyba jeszcze nigdy nie zrobiłeś tego w taki sposób, jestem
zaszczycona.
-
Przestań – spojrzał na mnie zdecydowanie pewniej. - Oceniasz
mnie, a nic nie wiesz.
-
Sądzę, że znam cię wystarczająco dobrze – minęłam go w
drzwiach i udałam się do kuchni, gdzie
usiadłam na blacie, pijąc wodę prosto z butelki. Po chwili
usłyszałam jego ciężkie kroki i jego sylwetka pojawiła się w
środku. Nadal jednak starał się utrzymać dystans. Usiadł na
jednym z krzeseł przy stole. - Powiesz coś?
-
Wiem, że to zabrzmi banalnie – zastanowił się chwilę, jakby
zbierając słowa. - Między mną a Alessią nic nie ma.
-
Jasne. Więc tylko uczyłeś jej reanimacji usta-usta?
-
To ona mnie pocałowała!
-
Masz rację, to jest banalne!
-
Bianca, do cholery! - zerwał się z miejsca i podszedł do mnie,
blokując jedyną drogę ucieczki, zanim w ogóle o niej pomyślałam.
Wstrzymałam oddech, czując jego bliskość. Położył mi swoje
dłonie na moich i powoli sunął nimi w górę, zatrzymując się na
policzkach. Zadrżałam lekko, starając się nie patrzeć na niego.
-
Dobrze wiesz jaki jestem – powiedział po chwili, badając wzrokiem
moją twarz. - Ja nie potrafię... ja bardzo... ale nie wiem jak... -
jąkał się, a ja zamrugałam szybko. - Wiem, że zawiodłem twoje
zaufanie, ale zrobię co tylko będzie trzeba. Nie... Zrobię
wszystko. Rozumiesz? Wszystko,
żebyś tylko znowu chciała ze mną być.
-
Nie wiem, Ivs – szepnęłam, delikatnie ściskając palcami jego
dłonie i ściągając je w dół. Nagle
zapomniałam o całej złości, która jeszcze przed chwilą
rozsadzała mnie od środka.
- To wszystko jest strasznie poplątane i trudne, ale jednocześnie
tęsknię za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo.
-
Ja za tobą też, Bianca – odparł, wpatrując się w moje oczy. -
I chcę, żebyś wiedziała, że ja będę walczyć, tak długo jak
będzie trzeba, bo ja... Wydaje mi się, że w końcu znalazłem...
Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Może za jakiś czas będę
na tyle odważny, żeby powiedzieć to na głos.
-
Ivs – westchnęłam, kiedy puścił mnie i sięgnął do kieszeni.
Po chwili położył mi na ręce małe pudełko, które przykrył
moją drugą dłonią.
-
Nie chcę na tobie nic wymuszać. To nie jest też nic wiążącego.
Założysz go, jeśli będziesz chciała i kiedy będziesz chciała,
jeśli w ogóle – nim się zorientowałam, pocałował mnie lekko w
policzek i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
Po
kilku chwilach siedzenia bez ruchu zerwałam się i wybiegłam za
nim, jednak nigdzie go już nie było. Wróciłam więc do kuchni i
podniosłam z podłogi pudełko, które wcześniej wypuściłam z
rąk. Usiadłam na krześle wcześniej zajmowanym przez siatkarza i
przyglądałam się podarunkowi. Wahając się nieco, otworzyłam
granatowe wieczko i aż westchnęłam, widząc w środku pierścionek
- drobną, srebrną obrączkę, z szafirem, otoczonym drobnymi
diamencikami. Niepewnie wyciągnęłam go i dokładnie obejrzałam,
obracając go między palcami. Wiedziałam, co Ivan chciał mi
przekazać. I, co zaskakujące, byłam gotowa zgodzić się na
wszystko, o co tylko by poprosił. Mimo, iż do niedawna nie chciałam
mieć z nim nic wspólnego. Zaskakujące jak to niespodziewane
spotkanie na mnie wpłynęło.
Włożyłam
pierścionek na palec. Wyglądał niesamowicie, choć był nieco za
luźny. Mając na uwadze zachowanie siatkarza przed kilkunastoma
minutami, wyobrażałam sobie jak bardzo był zestresowany, kiedy
wybierał ten podarunek. Uśmiechnęłam się lekko i poszłam do
sypialni. Leżąc w łóżku zastanawiałam się chwilę, czy napisać
do niego smsa. Wydawało mi się to trochę nieodpowiednie,
odpowiadać na taką deklarację przez telefon. Mimo to nie
powstrzymałam się jednak i wystukałam kilka słów, które później
wysłałam. Pierwszy raz od dłuższego czasu zasnęłam z uśmiechem
na ustach.
Będziemy
musieli go nieco zmniejszyć :)
Tak oto, po bardzo długim czasie, udało mi się dokończyć historię Bianci i Ivana. Mam nadzieję, że się Wam podobała :)
Padł mi komputer i tylko cudem udało się uratować wszystkie napisane dotychczas teksty, włączając w to ten oraz kolejny part, który zaczęłam już jakiś czas temu. Jestem więc bez komputera, tylko czasem udaje mi się dorwać do sprzętu rodziców, dlatego też nie wiem, kiedy pojawi się następny. Mam nadzieję, że jakoś na początku lub w połowie czerwca. Bohaterów udostępnię oczywiście dużo wcześniej, kiedy tylko zdołam ich poukładać.
Pozdrawiam ciepło i oby do szybkiego zobaczenia!
Wasza Anna.
dobrze, że Ivan w końcu zmądrzał myślałam, że nigdy to nie nastąpi. pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńTAAAAAK <3
OdpowiedzUsuńOjej, ojej, ojej, ojej. Będę czytała to jeszcze dwieście razy, zanim w ogóle dotrze do mnie, jakie to piękne. Ivan w swej prostocie ukazał uczucia i to było najcudowniejsze, co mogło się zdarzyć.
A teraz dodam jeszcze coś, co nie zaskoczy nikogo, kto mnie zna: pokochałam tu Dragana (jak i wszędzie...)
Dużo weny życzę :*
Hmmm cudowne jest to, że Ivan tak zawalczył, że się nie poddał i nie stchórzył! Ciężko mi sobie jednak wyobrazic, że zacznie ich łączyć związek oparty na zaufaniu. Co innego jest wiedzieć co nie co, a co innego znać wszystkie jego podboje i sposób w jaki te dziewczyny traktował. W mojej głowie jednak są absolutnie szczęśliwi razem!!!
OdpowiedzUsuńBędę niecierpliwie czekać na kolejną historię!
No Ivan, stary, masz szczęście! Naprawdę masz szczęście, bo w innym przypadku to biada by z Tobą była Zajcev, biada! A tak na szczęście nie stchórzył, nie poddał się i walczył - brawo! Jak widać opłacało się, bo teraz z Biancą będą na pewno szczęśliwi! Wierzę w to i wiem, że właśnie tak będzie!
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana za kolejną, świetną historię i czekam na następną :*
Zacznę może od najświeższego spostrzeżenia: będzie następna historia, łiiiiiiiiiiiii :D cieszy mnie to bardzo :)
OdpowiedzUsuńWiem, że możesz marudzić, ale mi się bardzo podobało :) Chyba Bianca dała mu trochę popalić :D i dobrze mu tak! Myślałam, że Dragan się wmiesza w innej roli niż przyjaciel, ale na szczęście bez dodatkowych rewelacji.
Kto by pomyślał, taki kawał chłopa, a parę słów nie może przejść przez gardło.
Motyw z pierścionkiem przeuroczy :) Sądząc po Ivanie, to on gotów w tej nocy przylecieć do niej ponownie :D
Jestem z ciebie dumna, skończyłaś ją, doprowadziłaś do końca w dobrym stylu :) Pisaj dużo, bo lubię twoje kawałki ;) Jak coś, to zawsze razem możemy stworzyć epopeję i świat padnie na kolana :D
Pozdrawiam :*
Świetne opowiadanie, doskonale zakończone. Aż przyjemnie się czytało!
OdpowiedzUsuńJednak chciałabym przeczytać tą historię i niezwykłą metamorfozę Ivana z jego punktu widzenia...