Z
powodu późnej pory, wpuścili mnie do niej tylko na chwilę.
Przerażony widokiem opadłem na szpitalne krzesło, starając się
uspokoić oddech. Leżała na łóżku blada i nieruchoma. Do jej
ciała przyczepionych było kilkanaście kabelków. Głowę miała
owiniętą bandażem. Lewa ręka, podobnie jak noga, spoczywała
unieruchomiona w chłodnym gipsie. Jej klatka piersiowa unosiła się
miarowo. Spojrzałem na jej twarz, a w moich oczach mimowolnie
pojawiły się łzy. Zawsze tak delikatna i pogodna, teraz pokryta
była zadrapaniami, a na łuku brwiowym znajdował się plaster.
Niepewnie chwyciłem jej prawą dłoń i musnąłem ją ustami.
-
Przepraszam – szepnąłem i pochyliłem się, kładąc głowę na
materacu, splatając swoje palce z jej.
-
Tato? - nagle usłyszałem cichy głos Łucji. Odwróciłem się, a
ona podbiegła i przytuliła się do mnie mocno.
-
Wszystko będzie dobrze, kochanie – mruknąłem, całując ją w
czoło.
-
Panie Kadziewicz – przerwał mi lekarz, który wszedł do sali.
Trzymając dziewczynkę na rękach, podszedłem do niego i razem
wyszliśmy na korytarz. - Proszę zabrać stąd córkę, już późno.
Możecie wrócić jutro.
-
Mogę przyjść rano do mamy? - Łucja na chwilę odsunęła się ode
mnie i otarła mokre policzki. Mężczyzna spojrzał to na mnie, to
na nią i w końcu kiwnął głową.
-
Gdyby coś się stało, dam znać. Dobranoc.
*
* *
Nie
mogłem skupić się na treningu, choć bardzo chciałem. Ciągle
myślałem o Agacie, o tym, czy coś się zmieniło, czy już się
obudziła. Wolałem być teraz z nią, niż na hali, gdzie zresztą
nic mi nie wychodziło. Pod koniec Totolo zawołał mnie do siebie,
kiedy inni zawodnicy wyszli już do szatni.
-
Przepraszam. Wiem, że zawalam, ale po prostu nie daję rady. Myślami
jestem daleko stąd... - zacząłem się tłumaczyć, chyba pierwszy
raz odkąd jestem w tym klubie.
-
Domyślam się, że to przez moją córkę – odparł trener,
zaplatając ręce na piersi. Pokręciłem głową.
-
Łucja przesłoniła mi cały świat.
-
Mówiłem o moim dziecku, nie
twoim.
-
Jak to? - znieruchomiałem przez chwilę, po czym zacząłem się
śmiać. - Żartujesz, prawda? Co to jest, jakaś cholerna Moda
na sukces?!
-
Agata jest moją córką – oświadczył spokojnie Thomas, a ja
potarłem dłonią twarz. Tego było zdecydowanie za dużo jak na
jeden tydzień.
-
Przecież nawet nie jesteś Polakiem – mruknąłem, siadając na
ziemi. Oparłem się plecami o słupek i zamknąłem oczy. Po chwili
mężczyzna usiadł obok mnie.
-
Mama Agaty odeszła, kiedy była mała. Wyszła ponownie za mąż, ja
zresztą też ożeniłem się jeszcze raz.
-
Stąd Piotrek w tym wszystkim – pokiwałem głową ze zrozumieniem,
jednak nadal trudno mi było uwierzyć w ten rodzinny misz-masz.
-
Nie utrzymywałem z Agą kontaktów częstszych, niż kilka,
kilkanaście razy do roku. Kiedy zaczęła studia, przestaliśmy
rozmawiać. Kiedy przyjechała do Olsztyna, była już bardzo chora.
-
O czym ty mówisz? - spojrzałem na niego, marszcząc brwi. Chora?
-
Nie powiedziała ci – uśmiechnął się blado. - Chciała cię
spotkać, poznać. Zobaczyć, czy jesteś w stanie pokochać Łucję.
-
Po co to wszystko było? - szepnąłem, jednak obawiałem się, że
znam już odpowiedź.
-
Byś zaopiekował się małą, kiedy...
-
Mów! - krzyknąłem na niego i zerwałem się z ziemi.
-
Kiedy umrze.
*
* *
-
Aguś, obudź się i powiedz, że to nie prawda – trzymałem
brunetkę za dłoń i spoglądałem na jej bladą twarz. Oddychała
samodzielnie, z głowy zdjęto jej już bandaż. Leżała spokojnie,
wyglądała jakby spała. Łucja siedziała na korytarzu z Hainem.
Chciałem posiedzieć z nią sam. Nie mogłem patrzeć na
dziewczynkę, była zbyt podobna do matki.
-
Thomas powiedział mi o wszystkim. Niezła telenowela, co? -
zaśmiałem się cicho i odchrząknąłem. - Szkoda, że nie
widziałaś mojej miny, kiedy Piotrek podszedł do mnie i przedstawił
się jako mój szwagier. Mało co się nie przewróciłem! Oszołom
straszny. Wybacz, ale nie chcę takiego w rodzinie.
-
Będziesz musiał... go zaakceptować – usłyszałem szept i
delikatny uścisk ręki. Przysunąłem się do niej bliżej. Przez
chwilę mrużyła oczy, a gdy otworzyła je, uśmiechnęła się
lekko. - Cześć.
-
Nie rób mi tego więcej – rzuciłem, starając się powstrzymać
napływające do oczu łzy.
-
Łukasz, ja... - zawahała się. - Ja chyba nie...
-
Twój tata mi powiedział – ucałowałem wierzch jej dłoni i
przytuliłem ją do swojego policzka. - Wszystko będzie dobrze,
zobaczysz.
-
Nie, Łukasz – pokręciła głową i uśmiechnęła się podobnie.
Zaraz jednak na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
-
Co się dzieje? Zawołać lekarza?
-
Nie... Chcę z tobą porozmawiać, wyjaśnić.
-
Ja już wszystko wiem, nic nie mów.
-
To się stało po twoim pierwszym juniorskim turnieju – zaczęła
po chwili zastanowienia. - Tam się poznaliśmy, pamiętasz? Robiłam
zdjęcia do gazety w ramach jakiegoś szkolnego projektu. Wygraliście
wtedy. Twój kolega zaprosił mnie do klubu, w którym
świętowaliście. Poprosiłeś mnie do tańca niemal od razu.
-
Miałaś na sobie niebieską sukienkę – odparłem, przypominając
sobie wspomnienie tego wieczoru. Obraz był nieco zamazany, ale
pamiętam ten kolor, moją dłoń na jej plecach, dotyk miękkiego
materiału okrywającego gładką skórę. Tamta noc, kiedy...
-
Ale wyjechaliście – wyrwała mnie z zamyślenia, a jej uśmiech
zgasł na chwilę. - Potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Mimo wszystko to był naprawdę szczęśliwy czas w moim życiu. Nie
byłam sama. Miałam mamę, Piotrka, choć był ledwo nastolatkiem.
Ja sama miałam siedemnaście lat. Sądziłam, że będzie trudniej,
ale dałam radę.
-
Jesteś silną kobietą, teraz też wytrzymasz – powiedziałem
cicho, całując ją lekko.
-
Kiedy Łucja skończyła pięć lat, zaczęłam podupadać na
zdrowiu. Bałam się. Mama zmarła kilka miesięcy wcześniej.
Chorowała na raka. Zrobiłam wszystkie badania, przyjmowałam leki,
chodziłam na terapie. Myślałam, że jest lepiej, ale pół roku
temu znowu się pogorszyło. Lekarz nie dawał mi większych szans.
Odmówiłam dalszego leczenia. Chciałam być przytomna, spędzić z
Łucją jak najwięcej czasu. Potem ty podpisałeś kontrakt z
Olsztynem. Klub trenował mój tata, postanowiłam przyjechać.
Dopiero później pomyślałam, że chcę cię poznać z Łusią. Nie
wiedziałam tylko, jak.
-
Więc wybrałaś najbardziej szalony pomysł, jaki tylko przyszedł
ci do głowy – zaśmiałem się przez łzy, wciąż tuląc twarz do
jej dłoni.
-
Ale udało się – zmrużyła lekko oczy i odchrząknęła. -
Dlatego teraz proszę cię, byś zaopiekował się małą. Na
stałe.
-
Zaopiekuję się wami
– zaakcentowałem.
-
Łukasz, przecież wiesz...
-
Nie! Nie pozwolę ci, słyszysz?! Nie teraz, kiedy cię odzyskałem!
- zerwałem się z krzesła i zacząłem krążyć po małej sali.
-
Obiecaj mi – usłyszałem po chwili jej słaby głos. Odwróciłem
się, a widząc jej drobną sylwetkę wokół tych wszystkich
sprzętów, jęknąłem bezradnie.
Nagle
coś się popsuło. Agata odetchnęła lekko i zamknęła oczy, a
cała aparatura zaczęła wariować. Zerwałem się spanikowany i
stanąłem przy niej.
-
Aguś? Aga, co się dzieje? - zawołałem, a nie słysząc
odpowiedzi, wybiegłem na korytarz. - Pomocy! Potrzebuję lekarza! -
w moim kierunku biegł mężczyzna w kitlu, a za nim dwie
pielęgniarki.
-
Proszę zostać na korytarzu – powiedziała do mnie jedna z nich i
zamknęła mi drzwi przed nosem.
-
Agata! - zawołałem, uderzając pięścią w szklaną ścianę.
Przerażony wpatrywałem się, jak lekarz rozpoczyna reanimację,
która nie przynosiła skutków.
-
Aga, proszę – szeptałem, wpatrując się w bezwładne ciało
kobiety. Poczułem nagły ścisk gdzieś w klatce piersiowej. -
Przecież ja cię kocham!
-
Tato? - usłyszałem niepewny głos Łucji. Dziewczynka chwyciła
mnie za rękę. Ja jednak nie odrywałem wzroku od wydarzeń
rozgrywających się w pomieszczeniu. W końcu mężczyzna odsunął
się od łóżka i spojrzał w moim kierunku. Pielęgniarka wyłączała
właśnie sprzęt.
-
Nie – jęknąłem, osuwając się po ścianie na podłogę. Ukryłem
twarz w dłoniach i zapłakałem głośno. Byłem tak cholernie
bezradny! Czułem pustkę gdzieś w środku, gardło ścisnęło mi
się z żalu. Wtedy jednak usłyszałem głos dziewczynki.
-
Tato, przecież ja jestem i cię kocham – spojrzałem w mokre od
łez oczy brunetki. Była tak bardzo podobna do swojej matki...
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że mam przecież ją obok siebie.
Nie mogłem się poddawać! Przytuliłem ją mocno do siebie,
pozwalając się wypłakać.
-
Damy radę, Łukasz – nade mną stanął Piotrek, na twarzy którego
również widać było mokre ślady. Hain wyciągnął do mnie rękę,
a ja uścisnąłem ją mocno. Spojrzałem ponownie na dziewczynkę,
chowającą twarz w zagłębieniu mojej szyi. Miałem dla kogo żyć.
Nie,
nie, nie! Nie tak miało się to skończyć! Zbyt płaczliwie, zbyt
drętwo, zbyt wszystko! Wybaczcie za to, a także, że musiałyście
czekać dzień dłużej. O ile z moją ręką już lepiej, o tyle
pokonało mnie zapalenie krtani. Niechętnie leżałam w łóżku
przez 4 dni i marudziłam – jestem w maturalnej klasie, więc
sprawdzianów, zdawek i tych innych mam w szkole po wyżej
wszystkiego.
W
przyszłym tygodniu pojawią się bohaterowie, jako że nie miałam
okazji jeszcze się nimi zająć i przygotować wszystkiego. Mam
tylko nadzieję, że zdążę rozpisać wszystkie rozdziały, a
przede wszystkim je dla Was napisać.
Odpowiadając
na zgadywanki ~czytelniczki: nie, nie jest to żadnej z wymienionych
przez Ciebie chłopaków. Choć nie ukrywam, że chciałabym coś
napisać w przyszłości o Savanim :)
Pozdrawiam
cieplutko i do zobaczenia,
Wasza
Anna.
Nie, nie, nie! Ja się nie zgadzam! Słyszysz, nie zgadzam się! Agata nie mogła umrzeć, nie teraz kiedy wszystko zaczęło się układać tak jak powinno. Cały czas wierzyłam, że będzie jednak happy end, niestety myliłam się. Ale teraz dla Łukasza najważniejsza jest Łucja - to dla niej musi być silny i twardy.
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana za kolejną, cudowną historię i oczywiście nie zdziwi Cię jak powiem, że z niecierpliwością czekam na kolejną. Łączę się z Tobą w chorobowym bólu. Zdrowiej :*
Tragiczne zakończenie>???? Nie, nie zgadzam się! Oni w mojej głowie mieli być szczęśliwi, stworzyć rodzinę dla Łucji i mieć jeszcz gromadkę małych Kadziów!!
OdpowiedzUsuńŚmierć takiej młodej dziewczyny zawsze jest wielką tragedią, a najgorsze jest to, że nie mamy możliwości temu zapobiec!
Bendem beczała o :( Naprawdę mi poleciały łezki przy tym. Liczyłam na jakiś cud, a nie śmiertelną chorobę :(
OdpowiedzUsuńŁukasz zbyt późno odzyskał ukochaną. W sumie, gdy ją teraz pokochał to nie było już odwrotu. Naprawdę mogliby stworzyć śliczną rodzinkę.
Łucja rozpromieni ojcu życie. Jest podobna do mamy, to fakt, ale Kadziu nie byłby w stanie jej porzucić :)
Z Agatą wyjaśnili sobie wszystko, dowiedział się prawdy. Naprawdę, mogłaś sobie darować to choróbsko :(
Nie sądziłam, że w tym wszystkim jest też Totolo. Ci to dopiero mieli skomplikowaną rodzinkę.
Wujcio Piotruś wszystkim pomoże :D
No i koniec i smutno mi :( i zakazuję pisania już takich zakończeń, o!
Pozdrawiam