Potknięcie drugie

     Pierwszy tydzień był całkiem spokojny. Podczas zajęć na siłowni, kiedy musiałam kręcić się między zawodnikami i kontrolować ich ćwiczenia – trener od przygotowania fizycznego był nieobecny, więc to mi zostało powierzone to zadanie. Mężczyźni jednak, choć początkowo żartowali i mruczeli coś pod nosami, spięli się jednak i trening minął całkiem sprawnie. Zajęcia na hali spędzałam jednak w gabinecie, uzupełniając kartoteki siatkarzy. Musiałam odnotować nadwyrężenie barku przez Jurija oraz jego leczenie, a także wybity palec Andersona, z którym przyszedł do mnie czwartego dnia mojej pracy.
- Widzę, że wszystko z tobą dobrze – stwierdził po kilku chwilach wpatrywania się we mnie. Jako jedyny mówił do mnie na „ty”, zupełnie się tym nie krępując. - Żadnej gleby?
- Liczyłeś na upadek na sam twój widok? - odgryzłam się, a on uniósł brwi.
- Też potrafię udzielić pierwszej pomocy – mrugnął do mnie, a ja zupełnie niechcący mocniej nacisnęłam na nadwyrężony kciuk. Anderson skrzywił się nieznacznie, jednak na jego usta szybko powrócił uśmiech. Szybko dokończyłam zawijanie palca, po czym schowałam opatrunki do szuflady.
- To co, kino w ramach podziękowań? - nagle znalazł się tuż obok mnie. Odwróciłam się i mało nie przepadłam przez własne nogi. - O ile dotrzesz w jednym kawałku.
- Sądzę, iż twoje nadęte ego świetnie nadrobi moją nieobecność – odparłam, czerwieniąc się.
- Zobaczymy – uśmiechnął się promiennie, po czym opuścił gabinet. Westchnęłam głośno i opadłam na fotel, chowając twarz w dłoniach.

                                                    * * *

- Nie rób mi tego... - mruknęłam, ponownie przekręcając kluczyk w stacyjce. Odebrałam klubowy samochód raptem dwa dni temu, a już się popsuło. A sądziłam, że ten dzień nie może być gorszy. - No dalej!
     Zrezygnowana oparłam głowę o kierownicę. Zaklęłam w myślach nastawiając się mentalnie na powrót do domu na nogach. Nagle podskoczyłam, słysząc stukanie w szybę. Odwróciłam się i ujrzałam Bierieżkę.
- Coś nie tak? - zapytał, gdy tylko otworzyłam drzwi.
- Nie chce odpalić – mruknęłam, unikając jego wzroku.
- Chodź – kiwnął głową i odsunął się, umożliwiając mi opuszczenie auta.
- Że niby gdzie? - zamrugałam kilkakrotnie, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Podwiozę cię – sądziłam, że żartuje, jednak jego głos brzmiał pewnie.
- Daj spokój, przejdę się. Nie będziesz nadrabiał drogi...
- Wiesz, że mieszkamy na tym samym osiedlu? - rzucił jakby od niechcenia, a ja zmarszczyłam brwi. - Widuję cię czasem.
- To naprawdę nie będzie kłopot? - zapytałam, nawet nie zastanawiając się, kiedy mógł mnie widzieć. Nasze osiedle składało się z co najmniej pięciu wieżowców. Znalezienie takiej małej kobiety jak ja wśród nich było dość trudnym zadaniem.
- Pewnie, że nie. Chodź – uśmiechnął się ponownie. Zgarnęłam więc torebkę z siedzenia obok, po czym wysiadłam i zamknęłam samochód. Pojazd siatkarza stał parę metrów dalej. Otwarł przede mną drzwi i już po kilku chwilach wyjeżdżaliśmy z parkingu.
- Wybacz...y pani poufałość... - zaczął, ale przerwałam mu machnięciem ręki.
- Zdecyduj się w końcu. Wolę po prostu Ola, niż jakaś pani – uśmiechnęłam się pojednawczo.
- Tak... Więc, Olu, mogę wiedzieć, dlaczego tak trudno ci przychodzi normalnie ze mną rozmawiać?
- To nie tak – westchnęłam, ponownie przenosząc wzrok na drogę przed sobą. - Jak na razie wszyscy traktują mnie jako najlepszy obiekt żartów, jaki mógł się trafić.
- Taki urok tej drużyny. Każdy przez to przechodzi. Ale to się skończy, nim się obejrzysz.
- Skąd możesz być tego pewny?
- Bo słucham czasem ich rozmów po treningu.
     Wciągnęłam głęboko powietrze i z zaskoczenia zapomniałam je wypuścić. Wcale nie cieszyło mnie, że zawodnicy rozmawiają o mnie w szatni. Mogłam się tylko domyślać, kto wiedzie prym w wymyślaniu nowych przytyków i docinek – oczywiście Matthew. Nie wiedzieć czemu zrobiło mi się przykro na samą myśl, że Jurij również z nimi wtedy był i pewnie śmiał się tak samo. Dotąd jednak zachowywał się wobec mnie najlepiej z nich wszystkich, naprawdę go lubiłam.
- Nie chcę ci przerywać tego natłoku myśli, ale już jesteśmy – usłyszałam głos Bierieżki i pokręciłam głową. - Spodziewałem się raczej masy pytań, niż zapowietrzenia się.
- Wybacz – uśmiechnęłam się niepewnie. - I dzięki za podwiezienie.
- Nie ma za co – wysiadł za mną z samochodu, po czym wyciągnąwszy torbę z tylnego siedzenia, zamknął go.
- No to może w ramach podziękowania dasz się zaprosić na kawę? Czy coś... - poprawiłam pasek od torebki i przygryzłam lekko wargę.
- No nie wiem... Czy to nie jest spoufalanie się z personelem? - zaśmiał się, co udzieliło się również mi. - Czemu nie?

                                                   * * *

- Tak więc, co cię przywiało do mroźnej Rosji? - zapytał, odkładając kubek z kawą na stolik.
- Kontrakt – odparłam szczerze. - Wcześniej pracowałam jako zastępca zastępcy... Wiesz, o co mi chodzi. W każdym razie, wybiłam się dopiero w kadrze narodowej. Podczas Pucharu Świata wpadłam na Aleknę, chwilę porozmawialiśmy o pracy, opowiedział mi o lidze. Byłam w sztabie, więc rozmowy z innymi trenerami nie były niczym dziwnym. Nie mniej jednak, po części to jego obecność w klubie skłoniła mnie do przeniesienia się tutaj.
- Nie będę pytał, czy ci się podoba... - zaczął, ale przerwałam mu machnięciem ręki.
- Jest w porządku, naprawdę. Wiadomo, zresztą chłopaków się dogaduję średnio, ale sam powiedziałeś, że to się zmieni.
- Val przez kilka dni usiłował sobie przypomnieć, skąd cię zna – Jurij sprawnie zmienił temat.
- Cóż... - zaśmiałam się krótko. - Ma prawo nie pamiętać osoby, która potykając się wpadła na drzwi i uderzyła go, przypadkiem oczywiście, kiedy przechodził obok. Zwłaszcza, że ta sama osoba robiła mu potem okład, a kilka dni później oklejała barki, kiedy przesadził z przerzutem na skrzydło.
- Znokautowałaś Valerio? - siatkarz prawie zakrztusił się kawą. - Przecież między wami jest prawie trzydzieści centymetrów różnicy!
- Sam widzisz, że lepiej mnie nie lekceważyć – wzruszyłam ramionami jak gdyby nigdy nic i upiłam łyk ze swojego kubka.
- Zapamiętam – uśmiechnął się ciepło, a ja drgnęłam. Dopiero teraz zauważyłam, że jest całkiem przystojnym mężczyzną, zwłaszcza z tym trzydniowym zarostem i roztrzepanymi włosami. Zamrugałam kilkakrotnie i pokręciłam głową.
- A ty? - spytałam, a on spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. - Co robisz poza treningami?
- Śpię – powiedział po chwili zastanowienia. - A tak naprawdę... Chyba nic ciekawego. Kursuję między mieszkaniem, a halą. Czasem jakieś zakupy, żeby przeżyć... No i oczywiście moja dziewczyna, Olga.
- Masz dziewczynę – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Zdawało mi się nawet, że wyczułam w swoim głosie nutkę oburzenia.
- Tak – uśmiechnął się lekko. - Nie jesteśmy ze sobą jakoś bardzo długo, ale jest naprawdę wspaniałą dziewczyną.
- To świetnie – również lekko wykrzywiłam wargi.
- Przy niej pozbywam się swoich wad – odparł jakby z dumą, a ja chciałam zapytać, czy on w ogóle posiada jakieś gorsze strony, ale w porę ugryzłam się w język. Nagle, Jurij zbladł. - Jedną z tych wad jest słaba pamięć. Kompletnie zapomniałem, że umówiliśmy się na obiad!
- To nie zatrzymuję cię dłużej, leć – niemal równocześnie wstaliśmy. Odprowadziłam go do wyjścia i przystanęłam patrząc, jak nakłada na siebie kurtkę, szalik i buty. Spojrzał na mnie ostatni raz, po czym wyszedł, a ja z cichym westchnięciem zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie.

                                                    * * *

     W ciągu kilku następnych dni przekonałam się, że Jurij miał rację. Siatkarze zaczęli mnie akceptować, przyzwyczaili się do mojej obecności, a co najważniejsze – ich żarty przestały być dokuczliwie i mogliśmy się razem śmiać. Nawet Valerio od czasu do czasu się do mnie uśmiechnął i przystanął, by wymienić wspomnienia. Łatwo się jednak domyślić, że najlepszy kontakt miałam z Bierieżką, co z kolei niezbyt podobało się Andersonowi, który za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie moja uwagę.
     Starałam się! Naprawdę się starałam polubić Matthew, ale on sam mi to utrudniał. Czasem dochodziło do tego, że przychodził do gabinetu z podrapanym kolanem. Minę miał przy tym taką, jakby było to otwarte złamanie, a nie lekkie zaczerwienienie.
- Po treningu idziemy z chłopakami na piwo korzystając, że już weekend. Przyłączasz się oczywiście? - zapytał podczas jednej z wizyt. Był piątek wieczór, a ja marzyłam tylko o gorącej czekoladzie i dobrym filmie. Nie wiedzieć czemu, pod koniec tygodnia zawsze pojawiało się więcej urazów, a do tego musiałam jeszcze uzupełniać kartoteki chłopaków.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – mruknęłam, tłumiąc ziewnięcie.
- No, nie daj się prosić – Matt spojrzał na mnie z chłopięcym uśmiechem, po czym bez ostrzeżenia pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. Nie obyło się przy tym bez strącenia pliku kartek na ziemię.
- Matthew! - zawołałam z oburzeniem, ale to najwyraźniej mało go obeszło. Westchnęłam krótko. - Mogę się chociaż ubrać?
- Dwie minuty, skarbie – puścił mi oko i z zadowoleniem oparł się barkiem o ścianę, zakładając ręce.
     Wypad okazał się nie być taki zły jak sądziłam. Widząc, że Anderson zamierza usiąść obok mnie, wcisnęłam się między Jurija i Volkova, co wszyscy oprócz Amerykanina skwitowali śmiechem. Ten tylko na początku zdawał się być zawiedziony, ale zaraz po tym usiadł naprzeciwko, a gdy tylko Alexander wstał, by odebrać telefon, po prostu zajął jego miejsce.
     Przez całe dwie godziny, które spędziliśmy w pubie, nie spuszczał ze mnie wzroku. Na szczęście, nie było parkietu do tańczenia, bo założyłabym się o miesięczne wynagrodzenie, że zostałabym tam zaciągnięta, zanim zdążyłabym powiedzieć: „Nienawidzę Matthew”.
     Dochodziła dwudziesta druga, gdy znowu byłam na swoim osiedlu. Jak się okazało, oprócz Bierieżki mieszkał na nim także i Anderson. Niestety, Jurij wyszedł wcześniej ze spotkania, więc to brunet zaoferował się odprowadzić mnie do domu.
- Może jednak lepiej pod same drzwi, hm? - uśmiechnął się znacząco. - Jeszcze coś ci się stanie po drodze.
- Na przykład mogłabym się potknąć i niechcący kogoś zabić? - uniosłam brew, a on z rozbawieniem założył mi kosmyk włosów za ucho. Strąciłam jego rękę. - Mogę wiedzieć, co robisz?
- Żegnam się z tobą? - odparł, zbliżając się do mnie. Wstrzymałam oddech z zaskoczenia, gdy wargi przyjmującego musnęły mój policzek.
- Dobrze, że głupotą nie można się zarazić. Chyba z miejsca wylądowałbyś w izolatce – mruknęłam i odwróciłam się, by wpisać kod do drzwi.
- Lecisz na mnie, mała – zawołał jeszcze, a ja spojrzałam tylko na niego przez ramię, po czym pchnęłam drzwi z zamiarem zatrzaśnięcia ich. Zapomniałam jednak o spowalniaczu, więc tylko stłukłam sobie rękę. Biegnąc po schodach mogłabym przysiąc, że słyszałam jego śmiech.



Przedstawiam "Potknięcie drugie", jak wrażenia? Historia zaczyna się nam coraz szybciej rozwijać i już niedługo pokażę Wam punkt kulminacyjny ;)
Z wyjazdu wróciłam bardzo zadowolona, chwila odpoczynku dobrze mi zrobiła. No i nie ukrywam, napisałam kolejne rozdziały nowego partu. Żałuję, że ominął mnie pierwszy mecz chłopaków, ale dzisiaj już zasiądę przed tv.

Pozdrawiam serdecznie, Anna.

3 komentarze:

  1. Widzę, że Matt galopuje z tą znajomością no, no :P Zazdrośnik jeden, dość zabawna sytuacja z Valerio i miło, że strony Jurija, pomoc sądziedzka mile widziana. Chyba podświadomie ciągnie ich do siebie :P Pozdrawiam i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Główna bohaterka to taka memeja trochę. Ja rozumiem, że są osoby niezdarne, że się potykają, ale ona ciągle by się tylko przewracała :P
    To odbiera cały urok niezdarnym osobom ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No Anderson jak mi się podobał tak teraz mnie denerwuje :D a Ola jest tak słodko nieogarnięta i niezdarna, że nie dziwię się, że wszyscy ją polubili :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Lady Spark